Obserwatorzy

4 maj 2013

O kinie słów kilka...


 Nagłówek chyba mówi sam za siebie: KINO – to będzie dzisiejszy temat mojej wypowiedzi. Starałam się zawrzeć wszystko w krótkim tekście, aby nie zrazić Was do mojej osoby już po pierwszym poście. Mam nadzieję, że również wypowiecie się na ten temat w komentarzach. Pozdrawiam i życzę miłej lektury! :)

Obejrzałabym jakiś film, chodźmy do kina! Och, przepraszam; chodźmy do miejsca, w którym grają tandetną szmirę, nażryjmy się niezdrowego żarcia i wieczorem umierajmy pod wpływem rozstroju żołądka okraszonego nutą mdłości spowodowanych beznadziejnym seansem.

Pragnę zbudować wehikuł czasu, abym mogła przenieść się do lat 80', kiedy to podróż do kina była prawdziwym przeżyciem. Marzy mi się, aby te wszystkie multikina, cinema city i inne badziewia zamienić na jedno, porządne miejsce do wyświetlania wspaniałych klasyków kina. Obecnie mamy ogromny wybór; repertuaru, sal kinowych oraz różnorodnego jedzenia. Wspaniale można by rzec ale czy na pewno?
Dla mnie niestety nie. Media huczą o rozwoju, ciągłym napływie nowości ze świata filmu, o nowych aktorach i odkrytych talentach. Szczerze? Zamieniłabym to wszystko na wspaniałego Czaplina w roli głównej, jeden duży ekran, powycierane, czerwone fotele oraz brak jedzenia. Takie miejsce emanowałoby życiem prawdziwych wielbicieli kina, którzy doceniają piękno i klimat. Już pomijam repertuar, powiedzmy, że on mi najmniej przeszkadza, ale dlaczego mamy płacić ponad trzydzieści złoty za jeden seans? Moi dziadkowie nie zarabiali zbyt dużo, lecz mimo wszystko mogli sobie pozwolić na kupno tygodniowego karnetu dla dwójki dzieci. A teraz? Większość rodziców nie jest w stanie zapłacić nawet za jedną wycieczkę do kina. Absurd? Owszem. Tym bardziej, że w sali kinowej więcej ludzi mlaska, siorbie i nachalnie komentuje oglądany film. Za to mamy płacić tyle pieniędzy, skoro za tydzień będzie można obejrzeć go za darmo w domowym zaciszu? Przecież nie ma już nawet tego klimatu: ciszy, napięcia przed rozpoczęciem seansu, widoku powycieranych foteli ze śladami powbijanych paznokci jako efekt ekscytacji. Nic już nie przyciąga mnie do takich miejsc.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się otworzyć kino o jakim zawsze marzyłam: jedna sala z ogromnym ekranem, dwadzieścia foteli obitych czerwonym materiałem, czarno-białe filmy (oczywiście klasyki), korytarz, który ozdabiałyby plakaty filmów, mała kanciapa z okienkiem, gdzie można by kupić bilet. Bez jedzenia, mlaskania, siorbania. Tylko prawdziwi fanatycy doceniający piękno oraz klimat kina.