Nagłówek chyba mówi sam za siebie:
KINO – to będzie dzisiejszy temat mojej wypowiedzi. Starałam się
zawrzeć wszystko w krótkim tekście, aby nie zrazić Was do mojej
osoby już po pierwszym poście. Mam nadzieję, że również
wypowiecie się na ten temat w komentarzach. Pozdrawiam i życzę
miłej lektury! :)
Obejrzałabym jakiś film, chodźmy do
kina! Och, przepraszam; chodźmy do miejsca, w którym grają
tandetną szmirę, nażryjmy się niezdrowego żarcia i wieczorem
umierajmy pod wpływem rozstroju żołądka okraszonego nutą mdłości
spowodowanych beznadziejnym seansem.
Pragnę zbudować wehikuł czasu, abym
mogła przenieść się do lat 80', kiedy to podróż do kina była
prawdziwym przeżyciem. Marzy mi się, aby te wszystkie multikina,
cinema city i inne badziewia zamienić na jedno, porządne miejsce do
wyświetlania wspaniałych klasyków kina. Obecnie mamy ogromny
wybór; repertuaru, sal kinowych oraz różnorodnego jedzenia.
Wspaniale można by rzec ale czy na pewno?
Dla mnie niestety nie. Media huczą o
rozwoju, ciągłym napływie nowości ze świata filmu, o nowych
aktorach i odkrytych talentach. Szczerze? Zamieniłabym to wszystko
na wspaniałego Czaplina w roli
głównej, jeden duży ekran, powycierane, czerwone fotele oraz brak
jedzenia. Takie miejsce emanowałoby życiem prawdziwych wielbicieli
kina, którzy doceniają piękno i klimat. Już pomijam repertuar,
powiedzmy, że on mi najmniej przeszkadza, ale dlaczego mamy płacić
ponad trzydzieści złoty za jeden seans? Moi dziadkowie nie
zarabiali zbyt dużo, lecz mimo wszystko mogli sobie pozwolić na
kupno tygodniowego karnetu dla dwójki dzieci. A teraz? Większość
rodziców nie jest w stanie zapłacić nawet za jedną wycieczkę do
kina. Absurd? Owszem. Tym bardziej, że w sali kinowej więcej ludzi
mlaska, siorbie i nachalnie komentuje oglądany film. Za to mamy
płacić tyle pieniędzy, skoro za tydzień będzie można obejrzeć
go za darmo w domowym zaciszu? Przecież nie ma już nawet tego
klimatu: ciszy, napięcia przed rozpoczęciem seansu, widoku
powycieranych foteli ze śladami powbijanych paznokci jako efekt
ekscytacji. Nic już nie przyciąga mnie do takich miejsc.
Mam
nadzieję, że kiedyś uda mi się otworzyć kino o jakim zawsze
marzyłam: jedna sala z ogromnym ekranem, dwadzieścia foteli obitych
czerwonym materiałem, czarno-białe filmy (oczywiście klasyki),
korytarz, który ozdabiałyby plakaty filmów, mała kanciapa z
okienkiem, gdzie można by kupić bilet. Bez jedzenia, mlaskania,
siorbania. Tylko prawdziwi fanatycy doceniający piękno oraz klimat
kina.